Lwiątka następnie poszły się bawić,zdjęłam z nich otóż szlaban.Zaufam im,że się tam więcej nie pojawią.
Usiadłam na czubku Lwiej Skały,przełykając ostatnie kęsy posiłku.Wpatrzona w horyzont,zauważyłam jak sawanna budzi się do życia.Każdy zajmuję się swoimi sprawami.
Zauważyłam także Chakę.Rzuciłam w jego stronę uśmiech.Widziałam,że lew się zmieszał i szybko mnie wyminął.Zmarszczyłam brwi.Później z nim o tym porozmawiam.Miałam teraz ważniejsze sprawy.
Podeszłam do lwicy walczącej.
-Pułapka zastawiona?
-Tak jest królowo..to znaczy Siri.Wkrótce złapiemy złodzieja.
-To dobrze,-skinęłam głową.-Bo chce wiedzieć kto kradnie nam zwierzynę.Zwłaszcza blisko pory suchej.
-Na pewno go złapiemy,-zapewniła lwica.Minęła mnie,by zająć się swoimi obowiązkami.
Kiedy przyleciał do mnie majordamus,jęknęłam w duchu.No tak,ja też musiałam zająć się swoimi obowiązkami.
Obowiązkami królowej Lwiej Ziemi po ciężkiej erze Kovu,było prowadzenie harmonii i pokoju.Robiłam to najlepiej jak umiałam,chodź moje metody były inne...
Słonie się kłócą o teren..powinny stoczyć walkę!
Ptaki migrują w poszukiwaniu nowego domu..zostają przegnane raz na zawsze z Lwiej Ziemi!
Lwiątka mają problem z kompromisem..niech wygra lepszy!
W końcu lwice zaczęły prosić,bym zmieniła swoje metody.Starałam się,chodź nic w tego nie czułam.Mój problem polega na tym,że nie wiem kiedy robię błąd.Wychowałam się przecież na zamkniętej przestrzeni ziemi wyrzutków.
Tak nagle z dnia na dzień miałam się zmienić?
Rozwiązał konflikty gepardów,chodź z trudem.Często zastanawiałam się,czy byłam dobrą królową.
Przechodząc koło wodopoju,zwróciłam uwagę na moje lwiątka.Dzieciaki biały się właśnie w berka.Goniła Nama.Uśmiechnęłam się lekko.Cieszyłam się,że moje dzieci są szczęśliwe.
Postanowiłam wracać już na Lwią Skałę.Szłam tam jednak pomału.Poczułam dziwne przeczucie,wybrałam się do spiżarni.Właśnie w niej trzymaliśmy jedzenie na porę suchą i był najbardziej okradany przez złodzieja.Lwice wiedziały,że nie mogą się tam zbliżać.Tym bardziej więc się zdziwiłam,kiedy zauważyłam Disi,wynoszącą antylopę.Zmarszczyłam brwi.
-Disi? Co robisz?-lwica upuściła nogę zwierzęcia i spojrzała na mnie przerażona.Aha,coś było na rzeczy.
-Siri..ja nic..
-Nie kłam.Po co ci ta antylopa?
-Byłam głodna,a nie ma pory na jedzenie czy polowanie..
-Disi,nie urodziłam się wczoraj,-syknęłam,-mów!
Disi spojrzała na swoje łapy,więc dodałam,-ty jesteś złodziejem?
-Złodziejem..nie...-Disi spojrzała na mnie,-wybacz,nie miałam wyboru.Nie mogłam polować,bo by się wszystko wydało.Wiesz..ostatnio byłam na Ziemi Wyrzutków.Chciałam..chciałam zobaczyć dawną ziemię,myślałam ,że jest pusta.
-Nie jest?-zdziwiłam się
-Nie.Żyją tam jakieś lwy i..lwica zmusiła mnie bym dla nich polowała.Inaczej,miała zabić twoje młode.A wiesz,że są dla mnie jak własne.
Skinęłam głową,nim westchnęłam.
-Mogłaś od razu powiedzieć.I..-spojrzałam na nią marszcząc brwi,-nie martw się,nigdy nie skrzywdzą moich dzieci.Chodź.
-Gdzie?
-Idziemy na Ziemię Wyrzutków,rozmówię się z nimi..
-Miałam iść dopiero pod wieczór,-wyznała Disi
Przewróciłam oczami
-No dobrze,więc pójdę z tobą wieczorem.Zbiorę kilka lwic walczących na wszelki wypadek.
-Nie..proszę.Pójdziemy same.
-Niech ci już będzie,-wzruszyła ramionami Siri,-ale chociaż weźmy Chakę.Dobrze? Zaprowadzisz nas.
Disi cofnęła się kilka kroków do tyłu i pokazała mi swój bok.
-Patrz.-ukazało mi się kilka świeżych ran.-Codziennie miałam im przynosić posiłki.Rano i wieczorem.Dzisiaj nie przyniosłam i..
-Disi..już nigdy więcej.Nie możesz zapomnieć że urodziłaś się wyrzutkiem w twojej krwi jest walka.
Disi skinęła głową.Przytuliłyśmy się.
Chwila trwała by dłużej,gdyby nie to,że musiałam poszukać Chaki.
Pomyślałam ,że mój partner,może być nad wodopojem.Spotkałam tam tylko jednak lwiątka.Moje ucieszyły się na mój widok,zaprosiły do zabawy,ale niestety musiałam odmówić.
Na skałkach też go nie było.
Pomyślałam,że ostatnim miejscem gdzie mógł być była polana do polowania.Na szczęście nie myliłam się.Chaka skradał się właśnie do antylopy.Postanowiłam zrobić mu dowcip.Aż uśmiechnęłam się szyderczo.
Wyprostowałam się i zaryczałam.Akurat w momencie ,kiedy chciał skoczyć.Antylopa spłoszyła się i uciekła.Zaśmiałam się.Lew spojrzał na mnie z chęcią mordu.Potem jednak jego wzrok złagodniał,a on sam się zarumienił.
Byłam ukryta w cieniu drzewa,więc nie zdziwiłam się,kiedy nowa w stadzie,Shira,mnie nie zauważyła.Podeszła nieostrożnie do Chaki.Uniosłam wysoko brew.
-Ta noc była wspaniała...ale teraz mnie posłuchaj..
-Nie chciałem zdradzić Siri.Kocham ją całym sercem,-syknął Chaka.Nie wiedziałam,czy mówi to bo mnie zauważył,czy nie.Usiadłam jednak,zaciekawiona dalszą ich pogawędką.
-Cóż,jeśli nie chcesz żeby się o tym dowiedziała,to radzę ci uważnie słuchać co chce w zamian.
-A co byś chciała?-Siri wstała.Spokojnym krokiem podeszła do lwicy.Uśmiechnęła się szyderczo.-Słucham?
-Oh..królowa...
-Wiesz co,nie ufałam ci od początku,-uśmiechnęłam się szyderczo,-powiedź rodzicą ,że mają się zabierać z mojej ziemi,ty też..
-Bardzo dobrze! W naszym stadzie są lepsi władcy!
-Skąd w końcu jesteś?-spytał Chaka.
-Doliny Montualiny.Jestem tamtejszą księżniczką,-burknęła lwica i bardzo się cieszę,że tam wracam.Plan rodziców był beznadziejny!
-jaki..
Lwica odwróciła się i szybko odbiegłam.Wzruszyłam ramionami.Domyślałam się,jaki mógł być ten plan.Pozbycie się mnie,kradzież mi Chaki,zdobycie tronu,sprawdzenie sytuacji państwa..tradycyjnie.
-Odprowadź ich do granicy.Chce mieć pewność,że przez nią przejdą.Ja idę z Disi spotkać się z wyrzutkami.
Chaka spojrzał na mnie i zwiesił uszy.
-Siri,tak bardzo cię przepraszam..nie chciałem tego,byłem ogłupiały...przepraszam,tak bardzo cię kocham!
Rzuciłam mu nieprzyjazne spojrzenie.Byłam na niego wściekła! Tak po prostu mnie zdradził z tą za przeproszeniem suką.
Warknęłam.
-Stało się.Ale masz szczęście,ja także cię kocham.Pamiętaj,daję ci ostatnią szansę ,następnym razem od razu cię zabijam,-odwróciłam się i już miałam odejść.Tak,byłam na niego wściekła,ale po pierwsze..był lwem,drugie ojcem moich dzieci,trzecie królem,czwarte moim małżonkiem,piąte przyjacielem.Postanowiłam mu wybaczyć i więcej nie zaprzątać sobie tym głowy.
Skinął głową,ruszył w stronę Lwiej Skały,chcąc pozbyć się przeze mnie spłoszonych lwów.Spłoszonych bo nie lubię słowa wygnanych.
-Przepraszam,-rzucił na odchodnym.
Przewróciłam oczami.No tak,lwioziemcy muszą przepraszam z tysiąc razy.Może i byłam lwioziemcem,ale po połowie.Charakterem byłam wyrzutkiem, sercem lwioziemcem..czy jakoś tak.
Kiedy tylko niebo pokryło się granatem,a jasne gwiazdy migały,wraz z Disi ruszyłyśmy w stronę granicy.Kroki nasze dudniły o twardą ziemię.Obie milczałyśmy,nie zamierzając się zatrzymać.Byłyśmy twarde.
Przemknęła mi przez myśl scena,kiedy Disi była taka malutka jak moja łapa.Leżała w łapach swojej matki,kiedy ja odbywałam z nią kłótnie o płeć lwiczki.
Doskonale pamiętam jej zielone,jadowite oczy,wpatrujące się we mnie z nienawiścią.O,jakże ja jej nienawidziłam i chyba by się to nie zmieniło.Uważała się za pępek sawanny.Zginęła tak jak większość z łap Kovu.
Zatrzymałyśmy się,kiedy doszłam z Disi do granicy.Wycofałam się powoli,by się ukryć.Disi przełknęła ślinę.Jej zielone oczy mignęły błyskiem.Tak bardzo w tej chwili przypominała własną matkę,że aż mnie zmroziło.To ja ją wychowałam,a nie ona.Disi nawet jej nie pamiętała.
Z cienia na granicy wydobył się kształt ciemnej lwicy,która wkrótce podeszła spokojnie do Disi.Rozejrzała się.
-A gdzie nasza padlina? Głupia,nie uważałaś!
-Uważaj na słowa.Także byłam wyrzutkiem i znam moje miejsce.
-Na dole łańcucha?-syknęła lwica,-chcesz kolejną ranę?
Disi nabrała powietrza i chciała odpowiedzieć,ale w porę skoczyłam na lwicę.Mocno przycisnęłam ją do ziemi.
-Prowadź mnie do swojej przywódczyni,albo zrobi się nieprzyjemnie.
- Hej! Przepraszam za ten rozdział,wiem ,że mi się nie udał,ale po prostu nie czuję siły do tego bloga.O wiele bardziej wolałam pierwszy sezon.Ten będzie miał tylko sześć rozdziałów,czyli jutro ostatnie dwa.Jak myślicie,Siri uda się poznać przywódczynię nowej linii wyrzutków? i czy podobała wam się jej narracja? Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz